środa, 16 maja 2012

Rozdział 2

Cóż, troche to trwało :) przepraszam ;D, ale jakoś nieogarnięta ostatnio jestem :) Miłej lektury :)ps. jeśli są błędy to przepraszam, ale nie miałam siły sprawdzać.



Kutasy. Ich nie obchodzi zespół! Bardziej martwią się tym, czy będą mieli sobie  jutro co dać w żyłę! No, tak kurwa wiem, że ja też święty nie jestem, ale do chuja nie jestem w nałogu, chociaż to ja mam szereg problemów…oni bynajmniej nie mieli tak zjebanego dzieciństwa jak ja..dobra dość! Nie będę się teraz użalał nad sobą. Teraz mam przyjaciół i zespół, który powoli staje na nogi i jest zajebiście.
-Kurwa, Rose przestań sam do siebie gadać!- tym razem powiedział, a w zasadzie to krzyknął na głos Axl.
Wzrok przechodnich, głownie to starszych babć skierował się w stronę Rudego, ale on to olał i wszedł sobie do The Roxy, gdzie zamierzał schlać się do nieprzytomności, by choć na chwile zapomnieć o zespole i zaginionym Duffie.
***
-Michael mówię Ci zadzwoń.- nalegała kobieta w średnim wieku.
-Nie jestem w nastroju.- burknął tak jakby był obrażony na cały świat.
-Och! Ja wiem, że ostatnie wydarzenia mocno Tobą wstrząsnęły tak jak i mną, ale pamiętaj o innych.- położyła mu dłoń na ramieniu i po chwili opuściła kuchnie.
-A może to inni już o mnie zapomnieli.- mruknął sam do siebie blondyn.- Wszyscy chcą mnie do chuja pouczać! A dajcie mi do cholery święty spokój!- przewrócił krzesło i wybiegł wściekły z domu.
***
Rano jak kto w domu Najniebezpieczniejszego Zespołu na świecie bywa, jebało na dwa metry wódą.  Na podłodze jakieś bezwładne ciała się walały, strzykawki, prezerwatywy..to nic nadzwyczajnego dla kogoś kto zna domowników. To mieszkanie wyglądała tak po każdej imprezie(czytaj codziennie). Chłopcy zdemolowali je okropnie, a wynajęte jest ono dla nich przez Geffen, z którym nie dawno  podpisali kontrakt i za miesiąc ma wyjść ich pierwsza płyta. Panującą tu ciszę przerwał dźwięk tłuczonego szkła.
-Kurwa! Wojna! Do schronu wszyscy!- spanikowany Adler ukrył się pod stołem.
-Ryj.- jakże inteligentnie skwitował to Slash.
-Steven, idioto to tylko Jack Da..- Izziemu przerwał donośny krzyk Hudsona, którego chyba było słychać nawet w Honolulu.
-Cooooooooooo kuuuurwa!? Coś Ty chuju niedorobiony powiedział???!! – wstał jak oparzony i podbiegł do miejsca „wypadku”.- Jackie żyjesz?!- uklęknął i zaczął zlizywać(spadać zboczuchy!XD)z podłogi alkohol. To nic, że bandaż, który był zawinięty na jego lewej ręce, był teraz cały w bursztynowym płynie. Cóż Slash dosłownie leżał w Danielsie, a jego włosy były do okoła porozrzucane. Nagle w Stradlinowej głowie zrodził się niecny plan.
-Steven! Chodź powycieramy podłogę!- klasnął w dłonie.
-Nie pierdol. Mopa nie mamy.- blondyn usiadł na kanapie.
-To lepiej popatrz!- Izzy nie tracił uśmiechu z twarzy.
- Chyba nie myślisz o….- urwał widząc kiwającą twierdząco głowę czarnowłosego.- Hahaha! Zajebie nas! A z resztą co mi tam!- i razem z Izzim po cichu zmierzali w stronę Slasha.
Biedaczek, był zbyt zajęty, aby usłyszeć kolegów. Nagle jego nogi zostały podniesione do góry przez dwójkę przyjaciół. Następnie zaczęli poruszać ciałem Saula(znowu!to jeszcze nie ten rozdział) do przodu i do tyłu, przez co jego włosy służące za mop tym dwóm wsiąknęły resztki(bo większość wypił Kudłaty) wylanego alkoholu. Opuścili jego nogi i trzymając się za brzuchy zaczęli tarzać się po podłodze ze śmiechu. Wściekła ofiara żartu, wstała z podłogi z chęcią mordu, ale straciła widoczność przez burze sklejonych włosów.
-Ooooo hahahahahahahahahahaha! Kurwa! Haha zaraz się zsikam!- wydzierał się rytmiczny gitarzysta pomiędzy kolejnymi napadami śmiechu.
-haha..ja..jj..ja też się zsiikam!- wołał czerwony Adler.
Nagle Izzy przestał rechotać i popatrzał na Stevena. I znowu wybuchł głośnym śmiechem.
-Hahahahaha! Chuju! Ty już się zeszczałeś! Hahha! Ja pierdole! Hahahaha!
I wszyscy łącznie już z Hudsonem, spojrzeli na krocze Adlera, gdzie ciemna plama zaczęła się rozrastać.
-Jaaki zjeb! Hahahahahahahaha. Kurwa. Miałem Was zajebać, a nie się z Wami śmiać!- złość z gitarzysty powoli się ulatniała.- I tak Wam to skurwiele na sucho nie ujdzie.- powiedział i znowu dziki napad śmiechu.
-Ej..nie śmiejcie się ze mnie, ja kurwa nie kontrolowałem.- tłumaczył się czerwony perkusista.
W tym momencie do domu wszedł Axl. Zobaczywszy kolegów złapał się za włosy i wybiegł z domu. Ale za 5 minut wrócił i skacząc jak małpa wydzierał się.
-Siusiu majtek! Ja myślałem, że to tyko Slash sika w gacie w łóżku z laskami.
-To ja pójdę włosy umyć.- krzyknął Loczek i już go nie było.